poniedziałek, 11 marca 2013

Wycieczka do Arsenału i Natalia LL


Niedawno, bo pod koniec lutego (a dokładnie 23, data jest tu niezwykle istotna)[1], będąc w Poznaniu, ongiś mieście rozkwitu młodej sztuki współczesnej i kolebki tego co w niej „najcenniejsze”, połakomiłem się na wizytę w Galerii miejskiej Arsenał.
Oczywiście nie przygotowałem się, wierząc w słuszność spontanicznego gestu nie odwiedziłem stron www rzeczonej instytucji, co miało już wkrótce stać się powodem mojej konsternacji i bliżej nieokreślonych wyrazów twarzy osób, które ze sobą przyprowadziłem. Po kolei jednak.
Zbliżając się do wyżej wspomnianej, tuż przed głównym wejściem mignął mi znajomy profil. Blond włosy przecięte czarnymi okularami, sylwetka nieco korpulentna oczywiście obowiązkowo na czarno. Tak! To Natalia LL. Wchodzimy do środka. Grzebiąc z fałdach ubrań, tudzież torbie (Indiana Jones też nosił torbę) szukam aparatu. Takie zdjęcie! i to z Natalią, myślę sobie, będzie wisienką na torcie tej recenzji. Podczas, gdy Pani biletowa wypytuje LL-kę o dane osobowe, celem zaanonsowania jej w pokoiku o podejrzanie „zamkniętej strukturze”, moją nurkującą w poszukiwaniu aparatu głowę wyrywa z danej czynności wrzask. NATALIAAA!!!
Kobiecina w opiętym, pomarańczowym wdzianku (made in campus) z łapskami podniesionymi do góry biegnie w kierunku LL-ki, z którą to, miałem się obfotografowywać. Rzuca się jej na szyję i mamrocze „coś” niby do niej, niby do siebie.   
Scena nie trwała nawet dwudziestu sekund, kiedy to, ni stąd ni zowąd wynurzyła się kolejna kobiecina (prawdo podobnie to ona trzymała słuchawkę po drugiej stronie, kiedy to biletowa trzymała ją po stronie, gdzie doszło do „szarpaniny”-mojej z aparatem i kobieciny nr1 z LL-ką), zakleszczyła dłoń na ramieniu Natalii i zniknęła wraz z nią za drzwiami o wspomnianej strukturze.
Kiedy bitewny kurz opadł, zostałem z aparatem w dłoni i biletową, która niepostrzeżenie wymieniła się na biletowego, w twarzy którego odbijał się cień mojej porażki.
Sytuację tę, opisuję z taką skrupulatnością, ponieważ był to, jedyny moment uniesienia i odrobina emocji, jakiej doznałem tego dnia w Arsenale.       
   


[1] Tego dnia odbyły się obrony dyplomów wydziału edukacji artystycznej UA w Poznaniu i z całą odpowiedzialnością muszę stwierdzić, że w większości udane, o czym szerzej innym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz