List do Piotra Bernatowicza

Nadmienię tylko, że list został drogą mailową przesłany, a także powinien ukazać się w kwietniowym Arteonie. Dzięki serdeczne za wydruk.

            W związku z przeprowadzoną, całkiem niedawno konserwacją „Pomarańczarkiki” (Arteon 1(153) styczeń 2013), czuję się w obowiązku rozsiać pewne wątpliwości.
Otóż związany jestem z szeroko pojętą branżą konserwacji zabytków i dziwi mnie bierne przyzwolenie środowisk artystycznych na to, co dzieje się za drzwiami pracowni konserwatorskich. Wystarczy „suche” wyliczenie etapów pracy nad zabytkiem, tudzież postraszenie terminologią i wreszcie, bez jakichkolwiek obiekcji możemy podziwiać „odświeżone” dzieło w jego „pierwotnym” stanie. Nie mam nic do zarzucenia konserwatorom pracującym nad „Pomarańczarką”, niemniej jednak nie jestem, co do stanu „po”, do końca przekonany.
Proszę zwrócić uwagę, że w tak zwanych „komisjach konserwatorskich” naczelne miejsca zajmują konserwatorzy, konstruktorzy, naukowcy, historycy sztuki i niejeden laik z „papierkiem”, ale nie ma artysty plastyka. Dlaczego jest to, tak duże zaniedbanie? Całe szacowne gremium, może i posiada kompetencje w zakresie technologii, przyjętej jako „ta właściwa”, ale nie ma pojęcia o charakterze pracy artysty, (co często mogło by uratować niejeden zabytek).
Ludzie ci, roszczą sobie prawo do decydowania (czytaj: podejmowania często nietrafionych i nieodwracalnych decyzji), o wyglądzie dzieła. Usuwają „retusze”, nie zważając na to, iż artysta często malował etapami, lub traktował wcześniejszy szkic jako podkład (proszę obejrzeć zdjęcia rentgenowskie obrazów Michałowskiego). Wiedzą o tym artyści, którzy byliby nieocenieni w trakcie komisji podejmujących decyzje typu: „ścieramy” i malujemy na „starym”. Nie będę tu wyrokował, że „Pomarańczarce” nie przywrócono „jej dawnej świetności”[1], każdy widzi co chce, jednakże chciałbym zaapelować w pewnej sprawie.
W 2010 roku, w National Gallery w Londynie, zorganizowano wystawę „Close examination: fakes, mistakes and discoveries”, (30.06.-12.09.2010), na której to, można było min. zobaczyć błędy popełnione przez konserwatorów. Aby nie przeciągać, podam tylko jeden przykład, z rodzimego podwórka, który w moim przekonaniu mógłby być powodem „obywatelskiego zrywu”. Rzecz miała miejsce w 2009 roku, aktu „gruntownej konserwacji”, na portrecie Jana III Sobieskiego ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu dokonała Pani Angelika Bogdanowicz. Tutaj cytat: „Konserwacja (…) w dużym stopniu zmieniła ogólną wymowę artystyczną dzieła, rzucając nowe światło na ocenę i interpretację królewskiego wizerunku”.[2]  W jak dużym stopniu, pozostawiam do indywidualnej oceny. Mam tylko jedno pytanie do Pana redaktora: czy czuje Pan (w kontekście poniższych zdjęć), że jako obywatel i koneser sztuki, zyskał dzieło w jego świeższej i pierwotnej formie, a co za tym idzie wzbogacił się estetycznie? Ponieważ ja osobiście mam poczucie straty, a także klęski jako osoby świadomej procesów „ingerencji” w pracę dawnych mistrzów. Pozdrawiam.

                                                                                     Pokorny Obywatel.  

Obraz przed konserwacją

Obraz po konserwacji



[1] Arteon nr1(153) styczeń 2013, s. 4,
[2] Spotkania z zabytkami 3-4, marzec- kwiecień 2010, s. 52, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz