List do Magdaleny Moskalewicz

List ten został wysłany do ówczesnej redaktor naczelnej Arteonu w odpowiedzi na pierwszy numer tego miesięcznika pod nowym "dowództwem". Pani redaktor w odpowiedzi mailowej, naciskała na ujawnienie swoich danych co oczywiście było wykluczone. Cała sprawa rozeszła się po kościach...
Zainteresowanych odsyłam do niżej opisanych artykulików http://www.artinfo.pl/?pid=magazines&id=8&id2=214&lng=1

             Na wstępie muszę zaznaczyć , że jest to mój pierwszy list „do redakcji” jaki w życiu napisałem (może trzeba było wcześniej?), ale ostatni, a zarazem pierwszy w tym roku i to  pod nową redakcją numer „Arteonu” rozczulił mnie.
          Przypomniały mi się lata 90-te, a na pewno ich pierwsza połowa, kiedy to praca Katarzyny Kozyry wzbudzała nie mniejsze, a na pewno największe emocje. Odwołuję się tu do artykułu Doroty Łagodzkiej (który z wypiekiem przeczytałem jako pierwszy)  i do rzekomej nietykalności „Piramidy”. Głosów o prawa zwierząt było w owym czasie najwięcej, zaskakujące jest to, że w dalszym ciągu w tym kontekście o tej pracy rozmawiamy, zamiast dać jej spokojnie przejść do zakładki klasyka i ostudzić emocje.         Pani Dorota uderza w dzwon jak rozhisteryzowana nastolatka, a jej argumenty bardziej nadają się do działu kultura w „Wegetariańskim Świecie”, niż do publikowania w opiniotwórczym magazynie o sztuce.
           Przykre jest także to, że autorka nie potrafi dostrzec jak istotny jest „materiał” z jakiego dzieło zostaje wykonane i że taki gest zastosowany przez artystę konstytuuje jego treść. To on,  w głównej mierze decyduje o wartości nie tyle wizualnej, co znaczeniowej. Zaskakujące, że praca, która za chwile skończy dwadzieścia lat w dalszym ciągu w tak silny sposób oddziałuje. Jednakże patrząc na dzisiejszą nadprodukcję artystyczną, na całą beznamiętną, mdłą i nijaką masę, po której trudno doznać wzruszeń, czy choćby mgnienia refleksji, trudno się dziwić Pani Dorocie, że zareagowała emocjonalnie na prace artystki przecież wciąż żyjącej. Myślę, że z tak silną potrzebą ratowania zwierzątek ma wszelkie predyspozycje, aby zostać aktywistką, ale na pewno nie osobą wygłaszającą podobne opinie i to publicznie. Nie będę się tu rozwodzić nad podawaniem przykładów, wystarczy przejrzeć pismo do końca , a same się nasuną.
Artykuł, który przeczytałem jako drugi wyszedł spod pióra nie mniejszego erudyty Pana Xawerego Stańczyka. Wszystko było by dobrze, zawzięcie, wielotorowa argumentacja, odklepana wyliczanka co, gdzie i kiedy słowem wzorowe sprawozdanie, ale… Pan Xawery parokrotnie sobie zaprzeczył i niestety przypuszczam, że wynikiem tego jest albo niedouczenie, albo brak możliwości abstrahowania. Jedno z dwóch.
 Możliwe, że Pan Xawery zastosował tu  znany z powieści Marka Twaina  motyw żebraka i królewicza. Z jednej strony mówi jedno, z drugiej coś zupełnie odmiennego. Ale po kolei.  Najważniejszą sprawą, jaką pominął  autor recenzując pracę „Casting” jest to, że przy trafnym opisie konsumpcyjnego i czysto mechanicznego podejścia do postaw i zachowań,  już na wstępie artykułu wyklucza on, że Kozyra mogłaby mieć cokolwiek wspólnego z sarkastycznym stosunkiem wobec miejsca i znaczenia artystów we współczesnej kulturze tak jak np. grupa Azorro.  Zaskakujące. Może właśnie dlatego artystka wpuszcza na targi sztuki karły , aby rozbiegane mogły oglądać  zebrane tam i wystawione na sprzedaż prace jakiejkolwiek estetyki , rozmiaru czy gustu. Zarzut, że jest to zabieg czysto marketingowy, służący jedynie zwróceniu na siebie uwagi mediów jest po prostu żenujący. Stwierdzając, że w pracach artystka zachowuje nadzwyczajną konsekwencję autor artykułu mógłby się wysilić na jakieś dalej idące wnioski  ,niż te które przytacza. 
Czy we współczesnym świecie postać artysty nie pretenduje do roli celebryty? Przecież nie wartość artystyczna dzieła najbardziej pobudza naszą wyobraźnię, ale kolejne rekordy cenowe na aukcjach sztuki. Zauważa to, także Libera pozując w błyszczącym garniturze do plakatu towarzyszącemu jego wystawie retrospektywnej. Czy chodziło mu jedynie o zwrócenie na siebie uwagi mediów? Nie sądzę.
                Kończąc, jeszcze ostatnie zdanie do Pana Xawerego , bo jakby to ująć nie mogłem się powstrzymać.  W naszej kulturze dość powszechne w dalszym ciągu jest spotykanie się z rodziną przy niedzielnym rosole, który najlepiej smakuje (o zgrozo) właśnie z młodego koguta i bynajmniej nie wynika to z nędzy , ale raczej z tradycji. Dlatego w nowym roku życzyłbym nowej Pani redaktor naczelnej , a także stałym czytelnikom oraz sobie, aby w bardziej wybiórczy sposób podchodziła Pani do tekstów , które lądują na Pani biurku.


                                                                         Z poważaniem P.O  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz