piątek, 22 marca 2013

Piractwo się sprzedaje?- postulaty Izy Kowalczyk


                  Chciałbym się odnieść do wpisu na blogu Pani Izy Kowalczyk z dnia 19.11.2012. „O pochwale sztuki pirackiej i pracy Oli Ska.” Tekst najnowszy nie jest, ale pojawia się w nim sformułowanie, które nijak pasuje mi do kontekstu. Pani Iza pisze bowiem, o piractwie uprawianym przez artystów wykorzystujących w swej twórczości szeroko pojęte powtórzenie. Posługując się słowem piractwo, apeluje o odmitologizowanie go na poczet własnego wywodu. A przecież wystarczyłoby posługiwać się terminem, który od kilku ładnych już lat funkcjonuje w obiegu dywagacji na ten temat.
Powtórzenie jako forma reprezentacji stało się swego rodzaju strategią artystyczną. Powtarzano zawsze i niemal wszystko. W chwili ukonstytuowania się sztuki współczesnej, szeroko pojęta retrospektywa, odniesienie, cytat, kopia, repetycja zyskały swoistą samoświadomość. Narodziło się nowe medium- powtórzenie.
Myślę, że sztuka piracka w kontekście działań określonych artystów może jedynie zakłamywać odbiór ich sztuki, ba! może stać się niebezpiecznym narzędziem szufladkowania działań, które na to nie zasługują.
Powtórzenie nigdy nie było bierne. Działanie artysty uzupełniało je o kontekst, treść, także w dodatkowe możliwości interpretacji, dzięki czemu nie jesteśmy w stanie mówić o powtórzeniu nie podkreślając kryterium „nowości” jakim się cechuje. Nowość, w tym odniesieniu stanowić będzie sytuacjonizm tj. otoczenie i jego kontekst, a także czas.
Termin jaki ukuła Pani Kowalczyk służyć może jedynie samej autorce, aby uwierzytelnić jej kolejne teorie, jednakże sam czuję się w obowiązku z tym terminem nie zgodzić, lub może inaczej: trochę go rozwinąćJ
Wychodząc od Nietzschego i opierając się na tym, że „nie ma „faktów, a jedynie interpretacje”[1] praktyki „powtórzenia” są całkowicie usprawiedliwione. „Jednym z głównych tematów estetyki nietzscheańskiej jest właśnie rozważanie sztuki wychodząc bardziej od artysty (jego woli) niż od samego dzieła. Nie jest to koncepcja umniejszająca wartość dzieła: chodzi po prostu o to, by wiedzieć z jakiego punktu widzenia należy do niego podejść .”[2] Czyżby zatem nie forma, ale treść konstytuowała dzieło? Treść oczywiście w tym przypadku przefiltrowana poprzez doświadczenie czy właśnie doświadczanie twórcy.
Wracając do „problemu” twórcy, bazującego niejednokrotnie na powtórzeniu musimy zastanowić się nad koncepcją jego mitu. Na przykład „formułowaną przez Borowskiego krytykę mitu artysty można przyrównać […] do „antyhumanistycznej” atmosfery postmodernizmu. W centrum modernizmu bowiem była osoba, człowiek, ego artysty; w centrum postmodernizmu jest raczej tekst, a także kon-tekst.”[3] Wyjaskrawia się tu pogląd, że to nie artysta i jego osoba lecz realia otoczenia i sytuacja konstytuują w postmodernizmie dzieło, a bazowanie na powtórzeniu przypominać jedynie może o kryjącym się za dziełem twórcy i powidokiem jego idei. Biorąc za przykład malarstwo gestu , to jego „erupcja […] po obu stronach Atlantyku w latach czterdziestych i pięćdziesiątych rozumiana jest w tym kontekście jako esencja modernizmu, natomiast sztuka podejmująca jego rewizję, sztuka amerykańskiego neodadaizmu, happeningu, brytyjskiego pop-artu, francuskiego nowego realizmu, włoskiej arte povera, fluxusu i późniejszego anglosaskiego konceptualizmu odczytywana zostaje jako krytyczna wersja sztuki postmodernistycznej.” [4] Z gestu zostaje przełożony akcent  na jego kontekst. W takich realiach „powtórzenie” w sposób płynny funkcjonuje jako skrystalizowana forma wypowiedzi artysty. Pozbawiona w zupełności krytycznego wobec bazowania na powtórzeniu stanowiska i staje się kolejną formą jego wypowiedzi, która nie podlega jako takiej dyskusji.
„W czasie gdy przechodzimy obserwowani ulicami naszych miast, również nasza produkcja kulturowa zostaje poddana nowym odczytaniom (ponownemu użyciu) […].”[5]  Zatem funkcjonujemy w materialnej fikcji, która ze względu na swoją płynność nie postrzega nas, a tym bardziej dzieła sztuki jako jednorazowego wydarzenia, ale jako ciągły dialog między stawaniem się, a interpretacją tego od nowa. „Warto obserwować czy dzieło skutecznie konkuruje ze stale mutującą postacią tego, co wypowiadane.”[6] Co potwierdzać może jedynie tezę, że łatwo jest zgubić ontologiczne stygmatyzowanie na poczet dostosowywania. W tym kontekście artyści postmodernizmu działają zupełnie „legalnie” wychodząc po-za czy raczej na-przeciw potrzebom, ale także realiom zmieniającej się rzeczywistości i kształtowanego w niej odbiorcy. Nie jest możliwe, aby operować „nowymi” (oczywiście uogólniając) pojęciami, ale mówienie tak na prawdę o tym samym poprzez znajome formy jest raczej organicznie związane z człowiekiem, który zawsze będzie w mniejszym lub większym stopniu nawiązywał do tego co „było”.
Artyści na zasadzie dostosowania „odczytują” dzieła funkcjonujące od dawna. „Owo odczytanie […] jako specyficzny rodzaj aktualizacji”[7] zajmuje obszerne miejsce w historii sztuki i nie tylko. Wynika to z potrzeby czerpania z doświadczenia i doświadczania, tworząc często sytuację bezpieczną dla twórcy, kryjącego się za znajomym znakiem, symbolem i jego treścią, ale także „[…] aktualizacja przeszłych okoliczności stanowi kryterium prawdy […].”[8]  Prawdy, która warunkuje i konstytuuje takie działania. „Mówiąc inaczej, podpala […] ładunek leżący w byłości.”[9] Po to, aby z całą jego siłą wyjaskrawić powtarzalność i obalić mit efemeryczności koncepcji leżącej gdzieś u podstaw. Z mniejszym czy większym skutkiem sprawdza się to nawet w wielu przypadkach, a kryje się w tym niejednokrotnie tęsknota, ponieważ „[…]  pragniemy z kształtu ówczesnego życia i ówczesnych, pozornie drugorzędnych, zapomnianych już form odczytywać życie dzisiejsze i dzisiejsze formy.”[10] Tęsknota nie zawsze uargumentowana, w formie narracji czy „snucia opowieści” niekoniecznie trafiającej na podatny grunt, który to zamiast wchłonąć odrzuca ją w całości. „Niezależnie od pewnego wyrafinowanego uroku, artystyczne draperie XIX wieku zalatują dziś stęchlizną (…). My jednak sądzimy, że ów urok świadczy, iż nadal kryje się w nich jakaś ważna dla nas substancja (…).”[11]
Pani Kowalczyk podała przykład pracy Aleksandry Ski, Obiekt w posiadaniu. Sam tytuł odnosi się w sposób niezwykle trafny do postawionego problemu. Problemu, który sklasyfikowany jako „piractwo” traci wszystko ze swojej treści, na poczet wizualnego (tylko) przedstawienia. Określając pracę artystki w kategoriach: „[…] napaści na dawne dzieła” Pani Iza zdyskredytowała obszar artystycznego odniesienia. Niby jedno słowo, a tak wiele zmienia. Dla szerszego opisu pracy „Niekończąca się kolumna” odsyłam zainteresowanych na bloga Pani Izy (http://strasznasztuka.blox.pl/tagi_b/435417/Aleksandra-Ska.html), a temat szerzej podejmować będę  przy najbliższej okazji.







[1] Jean-Luc Calumeau, „Historia Sztuki Współczesnej”, s. 121, Wizja Press & IT, Warszawa 2007,
[2] Tamże, s. 121,
[3] Piotr Piotrowski, „Znaczenia modernizmu. W stronę historii sztuki polskiej po 1945 roku.” Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2011r, s. 158.
[4] Tamże s.158 i 159,
[5]Nicolas Bourriaud  „Estetyka relacyjna”, Wyd. MOCAK, Kraków 2012, s.113,
[6] Tamże, s.124,
[7] Tomasz Kozak „Dialektyka anachronizmu” ,w: Obieg 1-2[75-76]2007, Wyd. CSW Zamek Ujazdowski 2007, s. 107,
[8] Tamże s. 107,
[9] Tamże s. 107,
[10] Tamże s. 107,
[11]  Tomasz Kozak „Dialektyka anachronizmu”, w: Obieg 1-2[75-76], Wyd. CSW Zamek Ujazdowski 2007, s.107,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz