Chciałbym się
odnieść do wpisu na blogu Pani Izy Kowalczyk z dnia 19.11.2012. „O pochwale
sztuki pirackiej i pracy Oli Ska.” Tekst najnowszy nie jest, ale pojawia się w
nim sformułowanie, które nijak pasuje mi do kontekstu. Pani Iza pisze bowiem, o
piractwie uprawianym przez artystów wykorzystujących w swej twórczości szeroko
pojęte powtórzenie. Posługując się słowem piractwo,
apeluje o odmitologizowanie go na poczet własnego wywodu. A przecież
wystarczyłoby posługiwać się terminem, który od kilku ładnych już lat
funkcjonuje w obiegu dywagacji na ten temat.
Powtórzenie jako forma reprezentacji stało się swego rodzaju strategią
artystyczną. Powtarzano zawsze i niemal wszystko. W chwili ukonstytuowania się
sztuki współczesnej, szeroko pojęta retrospektywa, odniesienie, cytat, kopia,
repetycja zyskały swoistą samoświadomość. Narodziło się nowe medium-
powtórzenie.
Myślę, że sztuka piracka w kontekście działań
określonych artystów może jedynie zakłamywać odbiór ich sztuki, ba! może stać
się niebezpiecznym narzędziem szufladkowania działań, które na to nie
zasługują.
Powtórzenie nigdy nie było bierne. Działanie artysty uzupełniało je o
kontekst, treść, także w dodatkowe możliwości interpretacji, dzięki czemu nie
jesteśmy w stanie mówić o powtórzeniu nie podkreślając kryterium „nowości”
jakim się cechuje. Nowość, w tym odniesieniu stanowić będzie sytuacjonizm tj.
otoczenie i jego kontekst, a także czas.
Termin jaki ukuła Pani Kowalczyk służyć może jedynie samej autorce, aby
uwierzytelnić jej kolejne teorie, jednakże sam czuję się w obowiązku z tym
terminem nie zgodzić, lub może inaczej: trochę go rozwinąćJ
Wychodząc od Nietzschego i opierając się na tym, że „nie ma „faktów, a
jedynie interpretacje”[1]
praktyki „powtórzenia” są całkowicie usprawiedliwione. „Jednym z głównych
tematów estetyki nietzscheańskiej jest właśnie rozważanie sztuki wychodząc
bardziej od artysty (jego woli) niż od samego dzieła. Nie jest to koncepcja
umniejszająca wartość dzieła: chodzi po prostu o to, by wiedzieć z jakiego
punktu widzenia należy do niego podejść .”[2]
Czyżby zatem nie forma, ale treść konstytuowała dzieło? Treść oczywiście w tym
przypadku przefiltrowana poprzez doświadczenie czy właśnie doświadczanie
twórcy.
Wracając do „problemu” twórcy, bazującego niejednokrotnie na powtórzeniu
musimy zastanowić się nad koncepcją jego mitu. Na przykład „formułowaną przez
Borowskiego krytykę mitu artysty można przyrównać […] do „antyhumanistycznej”
atmosfery postmodernizmu. W centrum modernizmu bowiem była osoba, człowiek, ego
artysty; w centrum postmodernizmu jest raczej tekst, a także kon-tekst.”[3]
Wyjaskrawia się tu pogląd, że to nie artysta i jego osoba lecz realia otoczenia
i sytuacja konstytuują w postmodernizmie dzieło, a bazowanie na powtórzeniu
przypominać jedynie może o kryjącym się za dziełem twórcy i powidokiem jego
idei. Biorąc za przykład malarstwo gestu , to jego „erupcja […] po obu stronach
Atlantyku w latach czterdziestych i pięćdziesiątych rozumiana jest w tym kontekście
jako esencja modernizmu, natomiast sztuka podejmująca jego rewizję, sztuka
amerykańskiego neodadaizmu, happeningu, brytyjskiego pop-artu, francuskiego
nowego realizmu, włoskiej arte povera, fluxusu i późniejszego anglosaskiego
konceptualizmu odczytywana zostaje jako krytyczna wersja sztuki
postmodernistycznej.” [4] Z
gestu zostaje przełożony akcent na jego
kontekst. W takich realiach „powtórzenie” w sposób płynny funkcjonuje jako
skrystalizowana forma wypowiedzi artysty. Pozbawiona w zupełności krytycznego
wobec bazowania na powtórzeniu stanowiska i staje się kolejną formą jego
wypowiedzi, która nie podlega jako takiej dyskusji.
„W czasie gdy przechodzimy obserwowani ulicami naszych miast, również
nasza produkcja kulturowa zostaje poddana nowym odczytaniom (ponownemu użyciu)
[…].”[5] Zatem funkcjonujemy w materialnej fikcji,
która ze względu na swoją płynność nie postrzega nas, a tym bardziej dzieła
sztuki jako jednorazowego wydarzenia, ale jako ciągły dialog między stawaniem
się, a interpretacją tego od nowa. „Warto obserwować czy dzieło skutecznie
konkuruje ze stale mutującą postacią tego, co wypowiadane.”[6] Co
potwierdzać może jedynie tezę, że łatwo jest zgubić ontologiczne
stygmatyzowanie na poczet dostosowywania. W tym kontekście artyści
postmodernizmu działają zupełnie „legalnie” wychodząc po-za czy raczej
na-przeciw potrzebom, ale także realiom zmieniającej się rzeczywistości i
kształtowanego w niej odbiorcy. Nie jest możliwe, aby operować „nowymi”
(oczywiście uogólniając) pojęciami, ale mówienie tak na prawdę o tym samym
poprzez znajome formy jest raczej organicznie związane z człowiekiem, który
zawsze będzie w mniejszym lub większym stopniu nawiązywał do tego co „było”.
Artyści na zasadzie dostosowania „odczytują” dzieła funkcjonujące od
dawna. „Owo odczytanie […] jako specyficzny rodzaj aktualizacji”[7]
zajmuje obszerne miejsce w historii sztuki i nie tylko. Wynika to z potrzeby
czerpania z doświadczenia i doświadczania, tworząc często sytuację bezpieczną
dla twórcy, kryjącego się za znajomym znakiem, symbolem i jego treścią, ale
także „[…] aktualizacja przeszłych okoliczności stanowi kryterium prawdy […].”[8] Prawdy, która warunkuje i konstytuuje takie
działania. „Mówiąc inaczej, podpala […] ładunek leżący w byłości.”[9] Po
to, aby z całą jego siłą wyjaskrawić powtarzalność i obalić mit efemeryczności
koncepcji leżącej gdzieś u podstaw. Z mniejszym czy większym skutkiem sprawdza
się to nawet w wielu przypadkach, a kryje się w tym niejednokrotnie tęsknota,
ponieważ „[…] pragniemy z kształtu
ówczesnego życia i ówczesnych, pozornie drugorzędnych, zapomnianych już form
odczytywać życie dzisiejsze i dzisiejsze formy.”[10]
Tęsknota nie zawsze uargumentowana, w formie narracji czy „snucia opowieści”
niekoniecznie trafiającej na podatny grunt, który to zamiast wchłonąć odrzuca
ją w całości. „Niezależnie od pewnego wyrafinowanego uroku, artystyczne
draperie XIX wieku zalatują dziś stęchlizną (…). My jednak sądzimy, że ów urok
świadczy, iż nadal kryje się w nich jakaś ważna dla nas substancja (…).”[11]
Pani Kowalczyk podała przykład pracy Aleksandry Ski, Obiekt w posiadaniu. Sam tytuł odnosi się w sposób niezwykle trafny
do postawionego problemu. Problemu, który sklasyfikowany jako „piractwo” traci
wszystko ze swojej treści, na poczet wizualnego (tylko) przedstawienia.
Określając pracę artystki w kategoriach: „[…] napaści na dawne dzieła” Pani Iza
zdyskredytowała obszar artystycznego odniesienia. Niby jedno słowo, a tak wiele
zmienia. Dla szerszego opisu pracy „Niekończąca się kolumna” odsyłam
zainteresowanych na bloga Pani Izy (http://strasznasztuka.blox.pl/tagi_b/435417/Aleksandra-Ska.html), a temat szerzej podejmować będę przy
najbliższej okazji.
[1] Jean-Luc Calumeau,
„Historia Sztuki Współczesnej”, s. 121, Wizja Press & IT, Warszawa 2007,
[2] Tamże, s. 121,
[3] Piotr Piotrowski,
„Znaczenia modernizmu. W stronę historii sztuki polskiej po 1945 roku.” Dom
Wydawniczy REBIS, Poznań 2011r, s. 158.
[4] Tamże s.158 i 159,
[5]Nicolas Bourriaud „Estetyka relacyjna”, Wyd. MOCAK, Kraków
2012, s.113,
[6] Tamże, s.124,
[7] Tomasz Kozak „Dialektyka
anachronizmu” ,w: Obieg 1-2[75-76]2007, Wyd. CSW Zamek Ujazdowski 2007, s. 107,
[8] Tamże s. 107,
[9] Tamże s. 107,
[10] Tamże s. 107,
[11] Tomasz Kozak „Dialektyka anachronizmu”, w:
Obieg 1-2[75-76], Wyd. CSW Zamek Ujazdowski 2007, s.107,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz