Oczywiście nie mogę pominąć najbardziej hot! wydarzenia ostatnich
tygodni.
Otóż, całkiem niedawno miała miejsce niezła libacja w oficynie na
inżynierskiej. Kilku artystów uznawanych za „ważnych” popiło sobie i któremuś
przysnęło się z niedopałkiem w ustach. Wiadomo artyści to podejrzane środowisko
i w przybytkach jak ten, często trzymają materiały do produkcji bomb domowej
roboty, na wypadek, gdyby ktoś zbyt krytycznie podszedł do ich twórczości.
Zatem jak tylko ten niedopałek upadł na substancję łatwopalną, rozegrała się
scena niczym z horroru. Sodoma i Gomora stanęła w płomieniach zabierając ze
sobą na zawsze dorobek najwybitniejszych przedstawicieli sztuki
współczesnej w Polsce.
Kilku kumplom, którzy notabene brali udział w owej orgietce zrobiło się
głupio, więc się skrzyknęli i zorganizowali zrzute, bo miejscówa była przaśna i
szkoda by było ją stracić (tym bardziej, że Karol to dobry kompan do picia).
Cała akcja obiła się o media i chcąc nie chcąc koleżeńskie pochylanie się z
troską przekształciło się w zmasowaną akcję.
Gdybym nie pił, na wyżej
wspomnianej imprezie pomyślałbym, że jest to zabieg czysto marketingowy. Ot tak,
żeby popchnąć trochę sprzedaż, bo przecież Frydrycha, to niemożliwością było
sprzedać (bidula macha pędzlem w lewo i w prawo bez większego zastanowienia, a
potem musimy, to wszyscy oglądać chociażby w CSW). Popyt napędza sprzedaż i
okazję do małego lansu wyniuchali nawet CI, ze starej gwardii. Paweł zadzwonił
do Doroty, Dorota do Rafała, Rafał do Roberta i tak poszło wężykiem (dosłownie).
W obowiązku poczuł się nawet nieżyjący od roku Janek, ale z niego to zawsze
poczciwy chłopina był. Tak, więc summa summarum wszystko skończyło się dobrze.
Ba! Nawet Frydrych umocnił swoją pozycje na rynku. Teraz kolekcjonerzy sztuki
będą z litości kupować najbardziej hot! (dosłownie) nazwiska na rynku. No
wiesz, to ten co mu domek spłonął. Yyyyy, tzn. pakamera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz