Co prawda sezon ogórkowy dobiega
końca, a żadne z wydarzeń mijających wakacji (nawet zamknięcie, a nawet
otwarcie Arsenału i histeryczna postawa kilku biurw, o czym w kolejnym poście)
nie zdetronizowało wtopy roku. W sumie mógłbym nazwać tego posta „najszybciej
zniszczona kariera ever”. O kim mowa?
Agata Kleczkowski, bo oczywiste ze,
o niej mowa, jeszcze przed obroną dyplomu w pracowni Leona Tarasewicza (2012r) sprzedała
obraz za rekordową w Polsce cenę 160.000 zł. Mimo iż, Sasnal po za Polską
sprzedaje się znacznie drożej w obrębie wspomnianych granic nikomu nie udało
się przekroczyć magicznej kwoty 100.000 zł. Sukces? Sukces…
Niestety nie można w tym miejscu poruszyć
kwestii formalnych związanych z całym tym fenomenem(?!) żeby nie powiedzieć
fermentem. Otóż, nikomu nieznana „artystka” sprzedaje obraz za nieprzyzwoitą
cenę. Artystka jest przed ukończeniem szkoły, wcześniej nie wystawiała, nagle
zainteresował się nią dom aukcyjny Abeby House (który jest znany z
„zamkniętych” aukcji tzn. takich, na które trzeba mieć zaproszenie) i nagle
BUM! Smrodek się pojawił, a jakże. Zawrzało i zagotowało się bo obraz okazał
się po prostu słaby, czego oczywiście w cieniu mamony na niego wydanej nie
powinno się komentować.
Dodatkiem do całej tej wrzawy stal
się „wyciek” z Fibakiem i jego bogatymi znajomymi, którym przedstawia młode
zdolne Polki. Czy niemieckiemu biznesmenowi przedstawił Agatę? Takie wnioski są
zbyt daleko idące, niemniej jednak pojawiły się zapewne w głowie niejednego
przychylnego.
Niestety (a może stety) kariera
artystyczna ledwo się zaczęła, a już możemy mówić o jej końcu… Tak czy inaczej
środowisko kreujące całokształt sztuki współczesnej w Polsce nie wybaczy
pominięcia ich na szczebelku drabinki ku sławie (i mamonie). Nie po kolei, oj
nie po kolei, Pani Agato. Powiedzenie „co nagle to po diable”, pasuje tu jak
pięść do oka. Miała być kariera i forsa, a jest niesmak i wiele pytań.
Tak czy śmak myślę, że żadna
szanująca się instytucja zajmująca się szeroko pojętą sztuką nie będzie
traktować Pani Agaty i jej dorobku poważnie. Niemniej jednak „coś” się
wydarzyło, zadziałało i sprzedało, zarobiło! a dzięki temu „czemuś” mamy kolejną
gwiazdkę na firmamencie „załatwiania spraw po swojemu” i tylko niesmak, niesmak
na samą myśl.
Do poczytania o kontekstach i reakcji środowiska, także na stronie: http://www.obieg.pl/teksty/28966
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz